Od pewnego czasu podejrzewamy, że
Marsuś cierpi na potworne bóle głowy. Zaczęło się od tego, że Marsuś zaczął dziwnie
się zachowywać (np. rzucał się na podłogę, silnie uderzał pięściami w stół), krzyczał
i wydawał nieznane nam dotąd dźwięki.
Nie wiedzieliśmy, co jest powodem tak nietypowego zachowania, ale intuicyjnie wyczuwaliśmy że Marsuś cierpi. Nie mogliśmy jednak zlokalizować źródła jego cierpienia. Wielokrotnie zadawałam mu pytania w stylu: „Marsusiu boli cię coś? Pokaż co cię boli”, ale moje pytania pozostały bez odpowiedzi. Marsuś nie powiedział, nie pokazał, nie dał żadnej wskazówki, tylko krzyczał.
Nie wiedzieliśmy, co jest powodem tak nietypowego zachowania, ale intuicyjnie wyczuwaliśmy że Marsuś cierpi. Nie mogliśmy jednak zlokalizować źródła jego cierpienia. Wielokrotnie zadawałam mu pytania w stylu: „Marsusiu boli cię coś? Pokaż co cię boli”, ale moje pytania pozostały bez odpowiedzi. Marsuś nie powiedział, nie pokazał, nie dał żadnej wskazówki, tylko krzyczał.
W takich niejednoznacznych sytuacjach,
mam wielki dylemat i zastanawiam się, czy podawać leki, czy nie. Oczywiście – w
każdej chwili mogę podać mu coś przeciwbólowego. Ale co, jeśli to nie ból
fizyczny? Jaki skutek wywoła w jego organizmie niepotrzebny środek
farmakologiczny? A co jeśli Marsuś rzeczywiście cierpi? Jak mogę nie podać mu
niczego, co uśmierzy jego ból, mając pod ręką całą apteczkę środków
przeciwbólowych? Jaka ze mnie matka, która pozwala na cierpienia swojego
dziecka?
I pozostawałam z takim
dylematem, a on krzyczał – nie płakał, ale krzyczał. W tej sytuacji – czego bym
nie zrobiła miałam poczucie winy, dyskomfortu i obaw czy nie zaszkodziłam mu podając
środki przeciwbólowe, a może bardziej Marsusiowi szkodziłam, nie podając ich.
Trwało to jakiś czas, zanim sytuacja
nieco uległa zmianie. Marsuś z ogromną siłą zaczął naciskać dłonią czoło i
pocierać tak mocno, że zaczęły pojawiać się rany. Od tego momentu wiedzieliśmy,
że okrzyki, które wydaje, to wyraz potwornego bólu. Lekarz rodzinny, również widząc
nietypowe zachowanie Marsusia, potwierdził nasze obawy. Diagnoza - migrena lub
zapalenie zatok, lecz potrzebna specjalistyczna diagnostyka. Oczywiście od razu chciałam umówić wizytę ze specjalistami -
laryngologiem i neurologiem.
Ale co to?
Niespodzianka?
Obdzwoniłam wszystkie możliwe
przychodnie i poradnie w promilu ok. 25 km – w celu ustalenia możliwie szybkiej
wizyty. I co się okazało? - że do końca roku w ani jednej przychodni nie ma zapisów do żadnego z interesujących
nas lekarzy specjalistów.
DO ŻADNEGO!!!
W przyszpitalnej poradni zaproponowano mi lipiec 2016
r. – 11 miesięcy oczekiwania!!!
Dasz wiarę? – 11 miesięcy?!
Obecnie Marsuś jest diagnozowany.
Nie w poradni - prywatnie.
Ale … niesmak i dylemat pozostał. Niestety.
.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz