sobota, 22 sierpnia 2015

Z życia chłopca z Zespołem Downa : Narodziny Marsusia

Marsuś przyszedł na świat wiosną, kiedy cała przyroda budziła się do życia. Cieszyliśmy się podwójnie, bowiem Marsuś był bardzo oczekiwanym dzieckiem. Nasza radość, euforia trwała może 2 godziny po porodzie – do momentu, gdy przyszedł do mnie lekarz prowadzący ciążę, a którego nie było podczas porodu. Marsusia w tym czasie zabrano na badania, a potem ulokowano go w inkubatorze.
Mój lekarz poszedł zobaczyć co z dzieckiem i po powrocie powiedział:
- „ Niefajne masz to dziecko!”
Chyba się przesłyszałam -  pomyślałam. Jestem klikadziesiąt minut po porodzie i chyba nie doszłam jeszcze do siebie.
- Słucham – powiedziałam
- „Niefajne masz to dziecko!” powtórzył lekarz
- Kwestia gustu – powiedziałam – noworodki chyba mają to do siebie, że pięknością nie grzeszą – odpowiedziałam zirytowana
- Ono ma Downa !!! – tymi słowami lekarz sprowadził mnie na ziemię.
- Co??? Jak to Downa? To pewne? – spytałam nie dowierzając
W tym momencie naszedł lekarz neonatolog i już bardziej delikatnie zaczął „wprowadzać” mnie w temat.
Marsuś został odwieziony do innego szpitala, gdzie spędził ponad miesiąc. Jeździliśmy tam codziennie i byliśmy z nim kilkanaście godzin. Nie miałam możliwości nocowania obok mojego syna, bo dyrekcja szpitala nie zgodziła sie na takie rozwiązanie, a wręcz katygorycznie zakazała - więc codziennie prawie godzinę w jedną stronę dojeżdżaliśmy do Marsusia.
Cieszyliśmy się, że jesteśmy z nim. Baliśmy się strasznie - bo taka natura człowieka - że boi się nieznanego. Ale oswajaliśmy się z myślą, że Marsuś ma Zespół Downa.  
Oczywiście potwierdzenie Zespołu Downa wymagało przeprowadzenia badań genetycznych, które zostały wykonane podczas jego pobytu w szpitalu.
Najgorsze w tym wszystkim jest nie to, że Marsuś ma Zespół Downa, tylko to w jaki sposób dowiedzieliśmy się o tym.
Jakim grubianinem trzeba być, aby w taki podły sposób przekazywać tak zaskakujące informacje.
Zwłaszcza, że lekarz wiedział dobrze o naszych wcześniejszych doświadczeniach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz